Robert Smithson - Spiral Jetty, Rozel Point, Great Salt Lake, Utah, USA (fot. Michał Smandek, Łukasz Sowa, 2006)
WEWNĄTRZ SPIRALI SMITHSONA NIE MA FAL
Marta Lisok: Zbliża się Twoja pierwsza indywidualna wystawa.
Jest zbudowana w oparciu o dokumentacje działań land-artowych,
balansowanie pomiędzy prawdą a fałszem, ale przede wszystkim wydaje się
być pokłosiem Twoich fascynacji minimalistycznymi nurtami w sztuce. Co
spowodowało, że bardziej cenisz niedomiar, niż nadmiar?
Michał Smandek: Pustka jest bardzo klarowna, to jasna sytuacja. Coś
niewielkiego działa lepiej w pustce. Pustka jest formą, pewną
przestrzenią, raz sprzyjającą a raz nie.
M.L.: Czy myślisz, że możliwe jest rzeźbienie pod wodą?
M.S: Moim zdaniem każda materia i każda przestrzeń nadaje się do rzeźby,
można rzeźbić w pewnym materiale pod wodą odczuwając niewygody
nurkowania (opór wody, ciśnienie, słabą widoczność, brak powietrza),
można również rzeźbić bardziej konceptualnie, dokumentacyjnie,.np. innym
strumieniem wody pod ciśnieniem, można wrzucić bryłę lodu do wody i
udokumentować samoistne tworzenie się form, można rzeźbić pod wodą
zanurzając jedynie dłonie lub samą głowę. Wszystko zależy od potrzeby
metody.
M.L: Jak wygląda praca nad pierwszym długofalowym projektem „Miejsca Niedostępne Śmiertelnikom”?
M.S.: Pierwsza edycja to same wyprawy w miejsca poprzemysłowe i
spontaniczne realizacje pod wpływem emocji (instalacja, obiekt).
Poddanie się klimatowi. Preferuję wykorzystywanie zastanych elementów i
materiałów, które można przywieźć w plecaku. Zastanawiam się, co mogłoby
powstać w ruinach danego pomieszczenia lub na otwartym terenie. Te
prace szybko ulegają destrukcji, co mnie w ogóle nie martwi.
Podczas podróży po Stanach zobaczyłem rzeczy, które na dobrych
fotografiach wyglądały tak samo jak w rzeczywistości. Postanowiłem
oglądać prerie, skamieniałości i rozpadliny na Śląsku, świetnej
przestrzeni do działań land-artowych. Ważny jest dla mnie sam klimat
wyprawy, ekipa, mapy, narzędzia. Satysfakcja z bycia w tych miejscach i
robienia czegoś.
M.L: Co było najtrudniejszym etapem w trakcie realizacji „Dance
flooru”, podłogi z balonów i cegieł, prezentowanej podczas drugiej
odsłony „Przypadkowych przyjemności” w katowickim BWA?
M.S.: Sprawdzian własnej cierpliwości, wytrzymałości psychicznej przy
żmudnym powielaniu czynności, wręcz rytualnym powtarzaniu tego samego
ruchu. Pompowanie balonu, wypuszczanie powietrza, wkładanie balonu do
cegły, powtórne pompowanie, wiązanie, pompowanie balonu, wypuszczanie
powietrza, dopasowanie balonu, pompowanie, wiązanie, balon pęka –
ponowne pompowanie, wiązanie itd.
Pewnie, że był kryzys ale udało się go pokonać. Najtrudniejsze było
poprawianie zwiotczałych balonów, z których zbyt szybko uszło powietrze,
czyli cofanie się w czasie.
M.L: W „Sztuczkach" i „Unnatural" prezentowanych w Kronice znowu
pojawiają się balony. Co tak magnetycznego jest w tym materiale?
M.S.: Balony posiadają terapeutyczne właściwości, są jak zabawki - miłe w
dotyku, zmieniają kształt, wydają dźwięki, mają intensywny kolor, psują
się. Powietrze zawarte w balonach to dla mnie kolejna materia, z
którą pracuję. Pociąga mnie to, że są nietrwałe, ulegają zmianom w
czasie, pękają w nieoczekiwanych momentach i dzięki temu etap ukończenia
realizacji jest wielce radosny i ekscytujący.
M.L: Na Survivalu dostosowałeś prace do konkretnego miejsca. Była ona
odtworzeniem zastanych tam śladów. Dlaczego wybrałeś do realizacji tego
projektu styropian?
M.S.: Jest biały, klinicznie czysty, sterylny, lekki i tani. Jest czymś
świeżym i poniekąd obcym w zniszczonym pomieszczeniu. Poniekąd, gdyż
kształtem jest dopasowany do starych śladów, tworzy nową historię tego
miejsca (stąd nazwa „Rekonstrukcje”). Ślady, odbicia na ścianach po
istniejących tam kiedyś przedmiotach, urządzeniach, mechanizmach.
świadczą o pewnej historii, której jedynie się domyślamy. Styropianowe
formy są przymocowane z pewnym przesunięciem względem istniejących
śladów. Po pewnym czasie gdy elementy ulegną zniszczeniu być może
pozostawią swój własny ślad. Dowód podwójnej historii tego miejsca.
M.L. Tytuł wystawy jest prosty i zachęcający. Jaki wymiar
prezentowanych na wystawie realizacji miał zostać w ten sposób
uwydatniony?
M.S. Discovery to słowo dobrze znane, swojskie, kojarzone ze sławnym
kanałem telewizyjnym, światowe, wiarygodne, ciekawe. Dobrze oddaje jasną
stronę moich znalezisk i działań.
M.L. Pochodzenie i funkcja obiektów, prezentowanych w Kronice, w
większości przypadków pozostaje nieznana. Niezwykła forma organizmu bez
początku i końca pokryta twardym, szorstkim futrem, okazy skał, z
których otworów i pęknięć wypływają się drobne bąble powietrza, magmowa
forma pokryta zaschniętym śluzem, wszystkie są pozamykane w szklanych
gablotach. Dlaczego zapewnienie bezpiecznej odległości od obiektów jest
dla Ciebie tak istotne?
M.S. Oddzielenie szklaną szybą to ujawnienie nie do końca, odkrycie
części tajemnicy, formy zewnętrznej. To także podniesienie rangi
prezentowanego obiektu, którego nie możemy dotknąć. To, co zamknięte w
środku to pewnie coś ważnego, niecodziennego, specjalnego.
M.L: W nowych pracach powraca poszukiwanie kształtów, materiałów i
sytuacji, które są niemożliwe do zaistnienia/zaobserwowania na Ziemi.
M.S.: Zgadza się, chyba zaczyna mnie wciągać jakaś czarna dziura,
kosmiczna przestrzeń, jej ogrom i zagadkowość. Intryguje mnie to, co niepoznane. Inwestycje milionów dolarów dla uzyskania chociażby namiastki
kosmicznej układanki. Nurtuje mnie próba wyobrażenia sobie słów „nigdy” i
„zawsze”. Inspirują mnie tematy zawiązane z tajemnicami, w których
ukrywana prawda jest obszarem domniemań, na których opinia publiczna
buduje własne teorie. Laboratoryjne doświadczenia, badania obiektów
szczątki czegoś, ślady życia.
M.L: Jedna z prezentowanych serii zdjęć przedstawia worki porzucone
na czerwonej ziemi. Wypełnia je jedno z Twoich ulubionych tworzyw czyli
(przeźroczyste) płyny.
M.S.: Tak, ciecze są ostatnio moim polem doświadczalnym. W warunkach
domowych staram się uzyskać ferrofluid – zobaczymy czy się uda. Parę lat
temu znalazłem fotografię dziwnej, wysuszonej powierzchni, spękanej
czerwonej ziemi. Od tego czasu poszukiwałem tego miejsca, aż w końcu
trafiłem. Okazało się, że to miejsce składowania odpadów z pobliskiego
zakładu przemysłowego. Tak niesamowity teren to dla mnie miejsce na
najprzyjemniejszy spacer. Jak bardzo zaskakujące byłoby odnalezienie
wody w hermetycznie zamkniętych workach na Marsie? A może byłaby to
ciecz, której nie znamy?
M.L. Wiele prac zostało przygotowanych w oparciu o doświadczenia
wędrówek po Śląsku postindustrialnym. Czy chcesz, żeby odbiorca wiedział
o tym, gdzie dana akcja była dokumentowana, czy wolisz, żeby były to
raczej materiały neutralne, uaktywniające wyobrażenia o kosmosie jako
obszarze nieznanym, czekającym na wypełnienie według własnych oczekiwań?
M.S. Na wystawie są prace zrealizowane nie tylko na Śląsku, choć główne
inspiracje wywodzą się z tego źródła. Tytuł jednej z nich dokładnie
określa miejsce – można sprawdzić. Reszta jest bardzo otwarta, co
podkreślają tytuły. Oznaczam tylko punkt na mapie, zakres poszukiwań
jest nieograniczony, „Discovery” ma generować pytania.