18.1.10

WEWNĄTRZ SPIRALI SMITHSONA NIE MA FAL / THERE ARE NO WAVES INSIDE SMITHSON SPIRAL







































































Robert Smithson - Spiral Jetty, Rozel Point, Great Salt Lake, Utah, USA (fot. Michał Smandek, Łukasz Sowa, 2006)



WEWNĄTRZ SPIRALI SMITHSONA NIE MA FAL

Marta Lisok: Zbliża się Twoja pierwsza indywidualna wystawa. Jest zbudowana w oparciu o dokumentacje działań land-artowych, balansowanie pomiędzy prawdą a fałszem, ale przede wszystkim wydaje się być pokłosiem Twoich fascynacji minimalistycznymi nurtami w sztuce. Co spowodowało, że bardziej cenisz niedomiar, niż nadmiar?

Michał Smandek: Pustka jest bardzo klarowna, to jasna sytuacja. Coś niewielkiego działa lepiej w pustce. Pustka jest formą, pewną przestrzenią, raz sprzyjającą a raz nie.

M.L.: Czy myślisz, że możliwe jest rzeźbienie pod wodą?

M.S: Moim zdaniem każda materia i każda przestrzeń nadaje się do rzeźby, można rzeźbić w pewnym materiale pod wodą odczuwając niewygody nurkowania (opór wody, ciśnienie, słabą widoczność, brak powietrza), można również rzeźbić bardziej konceptualnie, dokumentacyjnie,.np. innym strumieniem wody pod ciśnieniem, można wrzucić bryłę lodu do wody i udokumentować samoistne tworzenie się form, można rzeźbić pod wodą zanurzając jedynie dłonie lub samą głowę. Wszystko zależy od potrzeby metody.

M.L: Jak wygląda praca nad pierwszym długofalowym projektem „Miejsca Niedostępne Śmiertelnikom”?

M.S.: Pierwsza edycja to same wyprawy w miejsca poprzemysłowe i spontaniczne realizacje pod wpływem emocji (instalacja, obiekt). Poddanie się klimatowi. Preferuję wykorzystywanie zastanych elementów i materiałów, które można przywieźć w plecaku. Zastanawiam się, co mogłoby powstać w ruinach danego pomieszczenia lub na otwartym terenie. Te prace szybko ulegają destrukcji, co mnie w ogóle nie martwi.

Podczas podróży po Stanach zobaczyłem rzeczy, które na dobrych fotografiach wyglądały tak samo jak w rzeczywistości. Postanowiłem oglądać prerie, skamieniałości i rozpadliny na Śląsku, świetnej przestrzeni do działań land-artowych. Ważny jest dla mnie sam klimat wyprawy, ekipa, mapy, narzędzia. Satysfakcja z bycia w tych miejscach i robienia czegoś.

M.L: Co było najtrudniejszym etapem w trakcie realizacji „Dance flooru”, podłogi z balonów i cegieł, prezentowanej podczas drugiej odsłony „Przypadkowych przyjemności” w katowickim BWA?

M.S.: Sprawdzian własnej cierpliwości, wytrzymałości psychicznej przy żmudnym powielaniu czynności, wręcz rytualnym powtarzaniu tego samego ruchu. Pompowanie balonu, wypuszczanie powietrza, wkładanie balonu do cegły, powtórne pompowanie, wiązanie, pompowanie balonu, wypuszczanie powietrza, dopasowanie balonu, pompowanie, wiązanie, balon pęka – ponowne pompowanie, wiązanie itd.
Pewnie, że był kryzys ale udało się go pokonać. Najtrudniejsze było poprawianie zwiotczałych balonów, z których zbyt szybko uszło powietrze, czyli cofanie się w czasie.
M.L: W „Sztuczkach" i „Unnatural" prezentowanych w Kronice znowu pojawiają się balony. Co tak magnetycznego jest w tym materiale?

M.S.: Balony posiadają terapeutyczne właściwości, są jak zabawki - miłe w dotyku, zmieniają kształt, wydają dźwięki, mają intensywny kolor, psują się. Powietrze zawarte w balonach to dla mnie kolejna materia, z którą pracuję. Pociąga mnie to, że są nietrwałe, ulegają zmianom w czasie, pękają w nieoczekiwanych momentach i dzięki temu etap ukończenia realizacji jest wielce radosny i ekscytujący.

M.L: Na Survivalu dostosowałeś prace do konkretnego miejsca. Była ona odtworzeniem zastanych tam śladów. Dlaczego wybrałeś do realizacji tego projektu styropian?

M.S.: Jest biały, klinicznie czysty, sterylny, lekki i tani. Jest czymś świeżym i poniekąd obcym w zniszczonym pomieszczeniu. Poniekąd, gdyż kształtem jest dopasowany do starych śladów, tworzy nową historię tego miejsca (stąd nazwa „Rekonstrukcje”). Ślady, odbicia na ścianach po istniejących tam kiedyś przedmiotach, urządzeniach, mechanizmach. świadczą o pewnej historii, której jedynie się domyślamy. Styropianowe formy są przymocowane z pewnym przesunięciem względem istniejących śladów. Po pewnym czasie gdy elementy ulegną zniszczeniu być może pozostawią swój własny ślad. Dowód podwójnej historii tego miejsca.
M.L. Tytuł wystawy jest prosty i zachęcający. Jaki wymiar prezentowanych na wystawie realizacji miał zostać w ten sposób uwydatniony?

M.S. Discovery to słowo dobrze znane, swojskie, kojarzone ze sławnym kanałem telewizyjnym, światowe, wiarygodne, ciekawe. Dobrze oddaje jasną stronę moich znalezisk i działań.

M.L. Pochodzenie i funkcja obiektów, prezentowanych w Kronice, w większości przypadków pozostaje nieznana. Niezwykła forma organizmu bez początku i końca pokryta twardym, szorstkim futrem, okazy skał, z których otworów i pęknięć wypływają się drobne bąble powietrza, magmowa forma pokryta zaschniętym śluzem, wszystkie są pozamykane w szklanych gablotach. Dlaczego zapewnienie bezpiecznej odległości od obiektów jest dla Ciebie tak istotne?

M.S. Oddzielenie szklaną szybą to ujawnienie nie do końca, odkrycie części tajemnicy, formy zewnętrznej. To także podniesienie rangi prezentowanego obiektu, którego nie możemy dotknąć. To, co zamknięte w środku to pewnie coś ważnego, niecodziennego, specjalnego.

M.L: W nowych pracach powraca poszukiwanie kształtów, materiałów i sytuacji, które są niemożliwe do zaistnienia/zaobserwowania na Ziemi.

M.S.: Zgadza się, chyba zaczyna mnie wciągać jakaś czarna dziura, kosmiczna przestrzeń, jej ogrom i zagadkowość. Intryguje mnie to, co niepoznane. Inwestycje milionów dolarów dla uzyskania chociażby namiastki kosmicznej układanki. Nurtuje mnie próba wyobrażenia sobie słów „nigdy” i „zawsze”. Inspirują mnie tematy zawiązane z tajemnicami, w których ukrywana prawda jest obszarem domniemań, na których opinia publiczna buduje własne teorie. Laboratoryjne doświadczenia, badania obiektów szczątki czegoś, ślady życia.

M.L: Jedna z prezentowanych serii zdjęć przedstawia worki porzucone na czerwonej ziemi. Wypełnia je jedno z Twoich ulubionych tworzyw czyli (przeźroczyste) płyny.
M.S.: Tak, ciecze są ostatnio moim polem doświadczalnym. W warunkach domowych staram się uzyskać ferrofluid – zobaczymy czy się uda. Parę lat temu znalazłem fotografię dziwnej, wysuszonej powierzchni, spękanej czerwonej ziemi. Od tego czasu poszukiwałem tego miejsca, aż w końcu trafiłem. Okazało się, że to miejsce składowania odpadów z pobliskiego zakładu przemysłowego. Tak niesamowity teren to dla mnie miejsce na najprzyjemniejszy spacer. Jak bardzo zaskakujące byłoby odnalezienie wody w hermetycznie zamkniętych workach na Marsie? A może byłaby to ciecz, której nie znamy?

M.L. Wiele prac zostało przygotowanych w oparciu o doświadczenia wędrówek po Śląsku postindustrialnym. Czy chcesz, żeby odbiorca wiedział o tym, gdzie dana akcja była dokumentowana, czy wolisz, żeby były to raczej materiały neutralne, uaktywniające wyobrażenia o kosmosie jako obszarze nieznanym, czekającym na wypełnienie według własnych oczekiwań?

M.S. Na wystawie są prace zrealizowane nie tylko na Śląsku, choć główne inspiracje wywodzą się z tego źródła. Tytuł jednej z nich dokładnie określa miejsce – można sprawdzić. Reszta jest bardzo otwarta, co podkreślają tytuły. Oznaczam tylko punkt na mapie, zakres poszukiwań jest nieograniczony, „Discovery” ma generować pytania.

12.1.10

DISCOVERY

Michał Smandek „Discovery”
23 stycznia – 27 marca 2010
CSW KRONIKA, Bytom, Rynek 26

wernisaż: 23 stycznia 2010 (sobota), godz. 19.00
kurator: Stanisław Ruksza